Słowa
I wtedy zaczął mówić. Siedział wyciągnięty na krześle jak prezes jakiejś niezwykle ważnej, amerykańskiej firmy. Jego słowa w jednej chwili podważyły wszystko, w co o tej pory wierzyła, a wierzyła w to, że on ją rozumie. Choć troszkę. Nie musiał rozumieć wszystkiego. Sama czasem wszystkiego nie rozumiała, ale powinien chociaż przyjąć, że rzeczy, o których mówi są prawdziwe. Każde jego słowo jednak przeczyło temu, że on ją kiedykolwiek choć ordobinę rozumiał. Wszystkiemu co robiła przypisywał soją własną interpretację i nie brał pod uwagę tego, jak ona to odczuwała. Co gorsza jego interpretacje były nie tylko niezgodne z tym, co ona uważała. To co mówił okazało zupełnie odwrotne do tego, jak ona to by przedstawiła. Jego wersje były dla niej trudne do zrozumienia. Jeszcze trudniej było jej pojąć jak mógł z nią być, skoro tak źle o niej myślał. "Według Ciebie mysłałaś, że.. tak na pawdę myślałaś..." - mówił. Czy o ma mnie za psychopatkę, pomyślała? Czy można samemu nie wiedzieć jak interpretować własne myśli i jakie się ma przkonania? Czy można nie wiedzieć dlaczego jest się szczęśliwym, złym lub smutnym? Przecież ona wiedziała i umiała to wytłumaczyć. Dlaczego jej nie słuchał? Dlaczego musiał mieć własne wysłumaczenie?
Poczuła tak wielki żal, że jej serce tego nie wytrzymało. Jego słowa wywołały tsunami w jej organizmie. Fali smutku jaka w nią uderzyła nie udało jej się powstrzymać nawet na sekundę. Zazwyczaj wytrzywała dłużej. Czasami nawet potrafiła całkiem powstrzymać łzy, albo gdy ktoś ją pytał czy wszystko w porządku, użmiechnąć się i skłamać, że coś wpadło jej do oka. Tym razem było inaczej.
Wstała i ruszyła w stronę drzwi, zbierając po drodze wszystkie swoje rzeczy. Miała wrażenie, że stoi przed nią obcy człowiek, ale najgorsze było to, że w tamtej chwili wiedziała, że dla niego ona jest zupełnie obcą osobą. To nie z nią się spotykał przez ten cały czas. Zatrzymał ją przy drzwiach, ale jedyne czego wtedy chciała to wyjść na świeże powietrze. Dusiła się. Wyrwała się więc i zaczęła schodzić po schodach próbując powstrzymać łzy. Zszedł za nią. Zdenerwowało ją, że się nie ubrał - przecież nie wróci z nim do środka. Zdenerwowała ją jego smutna, ale zarazem okrutnie obojętna mina.
- Zaczekaj. - powiedział chwytając ją za ramię.
Nawet nie pamięta co odpowiedziała. Krzyczała. Przecież dla niego była i tak zawsze obcą osobą.
Dodaj komentarz