Uwielbiała wszystko planować. Posiadanie planu dawało jej poczucie bezpieczeństwa, którego bardzo potrzebowała. Chciała wiedzieć, że żyje po coś. Choćby tym "czymś" miała być gra według z góry ustalonego scenariusza. Napisała sobie ten scenariusz lata temu i za wszelką cenę chciała, żeby wszystko w jej życiu układało się tak, jak miało być. Każde odstępstwo ją denerwowało. Czuła, że traci swój jedyny sens życia, a wiedziała, że bez sensu życia nie da rady żyć dłużej na tym świecie. Nawet, kiedy wszystko szło zgodnie z planem było jej ciężko. Po co ma grać w przedstawieniu, którego nikt nie ogląda, kiedy wszyscy aktorzy chcą jak najszybciej zejść ze sceny. Co gorsza nie umiała się temu dziwić. Sama by uciekła.
Kiedy planowanie przestało ją uspokajać zaczęła stawiać sobie mnóstwo zasad. Chciała mieć zasadę na każdą okoliczność. Ciągle dodawała nowe, które miały ją uchronić przed wszelkim cierpieniem i motywować do działania, a tak bardzo brakowało jej tej motywacji... Tak więc każdego dnia powstawały nowe przykazania. Nie robić tego, robić tylko gdy, można tylko jeśli, nie można, koniecznie trzeba. Wszystkie te zasady okropnie ją męczyły. Niszczyły jej życie na każdym kroku, ale nie umiała się ich pozbyć. Już nie raz chciała przestać się do nich stosować i pewnego dnia postanowiła skończyć ze wszystkimi jednocześnie. Tak z dnia na dzień. Nie chciała już więcej zasad, które i tak sama notorycznie łamała. Od tego momentu nawet, gdy nachodziła ją ochota, by sobie czegoś zabronić lub nakazać to od razu ignorowała tę nową zasadę, którą najczęściej zdążyła już całkowicie poskładać w swojej głowie. Najczęściej też od razu łamała wszystkie zasady, które tylko przyszły jej do głowy. Niestety to nie sprawiło, że stała się szczęśliwsza. Wręcz przeciwnie - straciła ostatni filar, który podtrzymywał jej rozsypujące się życie.
Nie rozumiała dlaczego bez zasad i planu czuła się jak idiotka. Co gorsza bez tego traciła osłonę, która oddzielała ją od wszelkiego zła. Inni jednak żyli bez tej niewidzialnej bariery i świetnie sobie radzili. Robili bez zasad wszystko to, czego ona nie umiała nawet z zasadami. Nie rozumiała dlaczego takie podejście nie działa. Przecież jej poczucie obowiązku nie raz już doprowadzało ją do szaleństwa. Najwyraźniej nie odczuwała jednak poczucia obowiązku wobec siebie - inaczej zasady powinny działać idealnie. Wszyscy z jej otoczenia potrafili się od niej odciąć, jakby nigdy nie istniała, jakby nigdy nie mówili jej tych wszystkich pięknych kłamstw. Z dnia na dzien potrafili zmienić podejście i było to dla nich tak naturalne jak oddychanie. Ona próbując naśladować ich reakcje zasypywała się zasadami. Chciała po prostu zachowywać się jak normalny człowiek. Chciała to na sobie wymusić. Nie potrafiła.
Nie mów prawdy. Przede wszystkim już nigdy nie mów prawdy. Nawet nie myśl o prawdzie. Prawda to najgorsze, co istnieje na tym świecie. Szczególnie jeśli się wierzy w to, że prawda wciąż na tym świecie istnieje...